Mój pomysł i sprawdzona ekipa - przejechać Polskę od wschodniej granicy do zachodniej ale tylko po górach. Ograniczenie czasowe do weekendu majowego, uda się? Musi się udać!

Prolog 278km
Piaseczno - Pustynia

Tym razem spotykamy się u simonstera od niego mamy najbliżej w Bieszczady i do granicy z Ukrainą. Ruszamy po pracy i do Damiana stawiamy się popołudniem. Pierwszy na miejsce dociera Artur, ja dojeżdżam drugi a trzeci melduje się Leon. Jutro ma dołączyć do nas też Szybki.

Etap I  471km
Pustynia - Solina - Bieszczadzka Przystań Motocykowa - Svindik (Słowacja) - Stara Lubovna (Słowacja) - Jurgów - Brzegi

Wyruszamy skoro świt, jest chłodno ale słońce zachęca do jazdy. Grupę prowadzi Damian bo poruszamy się po jego terenie. Pierwszy przystanek na zaporze w Myczkowcach, chwilę później jesteśmy już nad Soliną. Kilka fotek i lecimy dalej do kultowego miejsca dla motocyklistów. Bieszczadzka Przystań Motocyklowa tam po prostu trzeba być. Marek chciał nas zatrzymać ale kiedy zdradziliśmy gdzie chcemy być jutro dostaliśmy jego zgodę :) Wyruszamy kiedy zaczyna kropić, kierujemy się w kierunku Słowacji. Obejmuję przewodnictwo i przejeżdżamy Słowację aż do Przejścia granicznego w Jurgowie. Wpadamy na obiad do karczmy widokowej, tam spotykamy się z Szybkim. Posileni jedziemy do Brzegów gdzie dziś nocujemy. Mamy dziś za sobą zakręty w Bieszczadach i w Tatrach, jutro kolejna porcja.

Simonster szykuje motocykl do wyjazdu, było ciemno i dopiero rano zorientował się, że to nie ta maszyna


Leon "resetuje" szybę przed drogą :)


Artur poprawia "garnitur"


Damian znalazł właściwy motocykl


Pierwszy postój w Bieszczadach, zapora Myczkowce


Pierwsze fotki w Bieszczadach


Pogoda jak marzenie :)


Ehhhhh, chwila samouwielbienia :)


Fotka z terenu zamkniętego :)


"białe Hyosungi nad Soliną....."


Szybkie zwiedzanie


I już wracamy do motocykli


Kolejny "żelazny" punkt wycieczki - Bieszczadzka Przystań Motocyklowa


Najładniejszy motocykl w Bieszczadach


Trudno uwierzyć ale ta pogoda nie utrzymała się w Bieszczadach zbyt długo, na szczęście my pojechaliśmy dalej :)


Leon przy kapliczce motocyklowej :)


Dzień II 422km
Brzegi - Zakopane - Chochołów - Twardosin (Słokacja) - Namestovo (Słowacja) - Korbielów - Żywiec - Szczyrk - Wisła - Ustroń - Cieszyn (PL+CZ) - Racibórz - Prudnik - Javornik (Czechy) - Złoty Stok - Kłodzko - Polanica Zdrój -  Studzienno
Wstajemy wcześnie, śniadanie i w drogę. Tatry to zdecydowanie mój teren więc nadal ja prowadzę aż do granicy w Chochołowie, gdzie przewodnictwo obejmuje Artur. Przejeżdżamy przez Słowackie zakręty i wracamy do Polski już w Beskidach. Robimy zdjęcia pod skoczniami w Szczyrku i Wiśle (aż żałuję, że nie zrobiłem postoju pod Krokwią w Zakopanem, mielibyśmy wycieczkę czterech skoczni, bo jutro w planach Harrachow). Artur pokazuje nam super miejsce na obiad, mimo całkiem wczesnej pory posilamy się i ruszamy dalej. Przekraczamy granicę z Czechami w Cieszynie a następnie w Chałupkach wracamy do Kraju. Gdzieś przed Głuchołazami na niebie robi się gęsto od chmur a temperatura wyraźnie spada. Profilaktycznie zakładamy przeciwdeszczówki, które teraz raczej są dodatkową izolacją termiczną. Znów wjeżdżamy do Czech, mijamy Mikulovice, Artur na nosa wybiera najlepszą drogę podczas całej wycieczki. Pełna zakrętów, wzniesień i z rewelacyjnym asfaltem, bezdyskusyjnie to były najlepsze zakręty podczas całej wycieczki. Wracamy do Polski tuż przed Złotym Stokiem, Jeszcze tylko chwila jazdy i już jesteśmy w Studziennie. Docieramy na miejsce zgodnie z przewidywaniami około 17-stej. Na miejscu już czeka na nas gospodarz - Tomek (oczywiście również motocyklista). Prognozy pogody na jutro nie są specjalnie optymistyczne ale nie zamierzamy rezygnować, najwyżej lekko zmodyfikujemy trasę. Za nami dzień najbardziej obfitujący w zakręty :)


Kolejne góry na "B" - Beskidy, skocznia narciarska w Szczyrku


Jedyna fotka całej naszej grupy :)


Kolejna skocznia na naszej trasie - Wisła Malinka


Japońscy turyści :)

Dzień III  374km
Studzienno - Nachod - Trutnov - Harrachow - Bogatynia - Zittau - Bogatynia - Karpacz - Brumov (Czechy) - Studzienno

Jak zawsze wstajemy rano, jemy śniadanie. Za oknem ledwie kilka stopni powyżej zera... Mimo to zbieramy się do drogi. Gdy tylko ruszamy spowija nas gęsta mgła i zaczyna mżyć. Drobny deszczyk będzie nam towarzyszyć prawie cały dzień (z przerwami na mocniejszy). Odbijamy na Harracov, droga pnie się w górę. Chwilami nawet pokazuje się słońce ale gdy jesteśmy już blisko robi się naprawdę zimno, Artur i Ja mamy podgrzewane manetki ale reszta chłopaków przy każdej okazji ogrzewa sobie dłonie na tłumikach. Gdy docieramy na miejsce mgła jest tak gęsta, że nie możemy znaleźć skoczni mamuciej.... Znaleźliśmy jakąś mniejszą obok mamuciej ale tą chociaż widać. Robimy zdjęcia i szykujemy się do dalszej drogi. Artur jako jedyny z nas ma termometr w motocyklu i zdradza, że od dłuższego czasu mamy zero!
Zjeżdżamy w dół, robi się cieplej, deszcz też się chwilowo uspokaja. Bez problemów docieramy do Bogatyni, zaraz za niemiecką granicą postój - cel osiągnięty!Wypijamy po kawie (po Polskiej stronie) i startujemy w drogę powrotną. Tym razem większa część drogi wiedzie przez Polskę. Niestety deszcz czekał na nas i przez moment całkiem nieźle pada (na szczęście przeciwdeszczówki wytrzymują bez problemu). Zatrzymujemy się na obiad, warto było bo deszcz praktycznie zanika a w dodatku w brzuchach pełno i od razu robi się cieplej. Wracamy do Studzienna, Tomek mówi nam, że śnieg spadł dosłownie zaraz po naszym wyjeździe, na szczęście zdążył się roztopić zanim wróciliśmy.
Plan wykonany więc są powody do zadowolenia, jutro powrót!


Studzienno, szykujemy się do ostatniego etapu wycieczki


"zbierajmy się, z tych chmur zaraz będzie śnieg...."


Kamera gotowa, "akcja"!


Harrachov i "prawie" mamucia skocznia :) Ta prawdziwa była schowana we mgle


Może to sprawa mgły, może wielkiej skoczni ale Szybki jest wyraźnie "podekscytowany" ;)


Śniegu nie ma, ale mamy coś białego w zastępstwie ze sobą


Dotarliśmy do granicy Niemieckiej, cel osiągnięty :)


Taniec radości na niemieckiej rurze ;)


Ten znak oznacza, że możemy otwarcie mówić z jaką prędkością jechaliśmy na autostradzie ;)


Ende - czyli koniec trasy


Też tam byłem ale za euro nic nie piłem

Epilog powrót do domów 530km
Studzienno - Droga stu zakrętów - Piaseczno

Wstajemy, za oknem słońce :) Temperatura nie była w nocy zbyt wysoka i nawet udaje mi się zrobić zdjęcie oszronionych motocykli. Zjadamy ostatni wspólny posiłek i ruszamy. Jako, że pogoda wróciła najpierw jedziemy na drogę stu zakrętów, którą ominęliśmy wczoraj celowo. Dziś warunki do jazdy są o niebo lepsze i niedługo po starcie robimy postój na stacji w Kudowie-Zdrój. Tutaj się żegnamy i rozjeżdżamy. Razem jedziemy jeszcze tylko kawałek a potem Leon, Artur i Damian odbijają a ja z Szybkim jedziemy razem aż do przedmieść Warszawy.

Niedzielny poranek - motocykle lekko osiwiały (lepiej one niż my)


Ostatnie wspólne tankowanie i jazda do domu


to gdzie teraz?????