Tym razem jedziemy tylko ja i Sylwia. To mają być nasze motowakacje. Jedyny minus to ograniczenie czasowe, mamy tylko tydzień a w planach Austriackie, Włoskie i Szwajcarskie Alpy a także jakieś cieplejsze miejsca.
Dzień 1 - 456,2km
Piaseczno - Studzienno
Prognozy zapowiadały burze przez cały dzień, najbardziej optymistyczna prognoza zakładała deszcz już 50km od domu a tymczasem odrobina deszczu pokazała się między Opolem a Nysą i było go na tyle mało, że nawet się nie zatrzymaliśmy a do Studzienna dojechaliśmy już wysuszeni:
Dzięki uprzejmości Tomka, nasze motocykle miały tej nocy komfortowe warunki :)
Z Elą i Tomkiem pogadaliśmy wtedy dość długo, tematów nie brakowało ale Ela i Tomek nazajutrz mieli iść do pracy a my mieliśmy jechać dalej.
W każdym razie dzięki za miłe spotkanie i gościnę :)
Dzień 2 - 623,6km
Studzienno - Meishofen (Austria)
Wyruszyliśmy rano, o ile dobrze pamiętam 8:30.
Przejechaliśmy przez trasę stu zakrętów, zrobiliśmy zakupy i ostatnie tankowanie w Polsce.
Gdzieś na Czeskiej Autostradzie:
Nie mam pojęcia o co chodzi w tym napisie więc nie tankowaliśmy w tym miejscu a tylko zdjęliśmy jedną warstwę ubrań.
Taka jest czeska kawa:
Tankowanie, jedyne w Czechach miało miejsce w Czeskich Budziejowicach, tam też zjedliśmy po kanapce i wypiliśmy po kawie. Cena praktycznie taka jak w Polsce :)
Pierwszy postój w Austrii na miejscach specjalnie dla motocyklistów
Na tym parkingu były też miejsca specjalnie dla kobiet, szerokie na 4m a i tak jedyna pani jaką tam widzieliśmy nie była w stanie wyjechać nie wjeżdżając na krawężnik ;)
Miejscowość Meishofen, Kamping Neunbunnen
Meishofen jest tuż obok Zell am See więc plan na jutro to wjazd na Grossglockner. Niestety w nocy zaczęło nieźle padać i padało również następnego dnia
Dzień 3 - 353km
Meishofen (Austria) - Wenecja (Włochy)
Mgła całkowicie zasłoniła Alpy, deszcz zamienił namiot naszych sąsiadów, Czechów w szmatę więc siedzieli w swojej skodzie.
Po krótkiej naradzie stwierdziliśmy, że ta duża góra nie ucieknie, jedziemy do Wenecji a wrócimy tu w powrotnej drodze.
Nasz namiot jest dość śmieszny bo najpierw zwija się środek (sypialnię) a dopiero na końcu tropik, więc spakowaliśmy się mimo padającego deszczu i ruszyliśmy w drogę.
Decyzja okazała się słuszna, po włoskiej stronie Alp świeciło słońce a z namiotu leżącego na bagażniku sączyła się struga wody :)
W Wenecji zatrzymaliśmy się na Kampingu Rialto, wybranym z POI w nawigacji.
Rozbiliśmy namiot, mimo lejącej się wody mokry był tylko tropik, warstwa środkowa była sucha :)
Inna sprawa, że po 15 minutach od rozbicia namiot wysechł niemal w 100%.
Skorzystaliśmy z autobusu i pojechaliśmy zwiedzać najbardziej znaną cześć Wenecji:
Parking ;)
Obsługa kampingu używała takiego pojazdu:
Dzień 4 - 328km
Wenecja (Włochy) - Le Prese (Szwajcaria)
W Wenecji było cieplutko. O 8 rano było już 27,5C więc zdecydowaliśmy wrócić w Alpy :)
A dokładnie do Szwajcarii
Po drodze trafiliśmy w takie miejsce - passo del Tonale:
Trasa była świetna, pełna zakrętów i super widoków, niestety dla mnie był to najgorszy odcinek drogi, przez większość trasy rozmawiałem przez telefon próbując "uratować świat". Na szczęście przyjacielowi udało się mnie wyręczyć i przed Szwajcarią mogłem odetchnąć.
Miejscowość Le Prese nad jeziorem Poschiavo w Szwajcarii - nasze obozowisko:
Tak wygląda jezioro:
Ferrari - taaaaaka fura ;)
I jeszcze jedno Ferrari:
Dzień 5 - 347km
Le Prese - Werona
W nocy troszkę popadało ale ranek był pogodny.
Temperatura około 8 rano
Pojechaliśmy wyżej w góry do Włoch do miejscowości Livigno gdzie paliwo jest tańsze niż w Polsce (Miasto jest zwolnione z podatków, więc zarówno paliwo jak i alkohol czy wyroby tytoniowe poza widokami są tu jedną z "atrakcji" turystycznych.
Potem wróciliśmy do Szwajcarii, przejechaliśmy tunelem "Munt la Schera" i od strony Szwajcarii wjechaliśmy na passo del Stelvio.
Spotkaliśmy tu motocyklistów z Polski, dokładnie z Krosna Odrzańskiego. Wjechali na przełęcz od strony Włoskiej. Byli podekscytowani wjazdem, w rozmowie między sobą mówili, że Grossglocner i Rumunia przy tym to pestka.
Nie mam pojęcia czy tak jest bo ....... szczęka mi opadła już teraz. Stwierdziłem, że coś trzeba zostawić na następny raz :)
Na przełęczy Stelvio postanowiliśmy, że jedziemy nad ciepłe morze do Słowenii :)
Po drodze znów zmieniliśmy zdanie i pojechaliśmy w okolice Werony na Kamping nad jeziorem Garda :)
Nasze obozowisko
Lago di Garda
Dzień 6 - 736km
Werona - Münchendorf (okolice Wiednia)
W nocy trochę popadało ale rano było bardzo ciepło i słonecznie.
Do miejsca noclegu w Polsce (koło Bukowiny Tatrzańskiej) było 1200km jedziemy w tym kierunku i zobaczymy co z tego wyjdzie :)
Po drodze psuje się pogoda, ciężkie chmury zmuszają nas do wbicia się w stroje przeciwdeszczowe. Chwilę później nieźle leje. Ruch na autostradzie zwalnia momentami do zera ale jeszcze przed granicą przestaje padać :)
Na granicy jakieś zamieszanie, świecą się napisy "kontrola". Ruch z autostrady jest skierowany na parking a tam straż graniczna ogląda jadących samochodami. Nie mam pojęcia kogo szukali ani czy znaleźli wiem, że zabrało to sporo czasu.
Podczas jednego z postojów w Austrii stwierdzamy, że zatrzymamy się na nocleg koło Wiednia.
Jak dotąd za granicą zawsze spaliśmy pod namiotem, podarujemy sobie odrobinę luksusu - z POI wybieram pensjonat w mieście Münchendorf.
Docieramy tam wieczorem. Obsługuje nas syn właścicielki. Po chwili okazuje się, że jest to motocyklista i nawet miał przez trzy lata taki sam motocykl jak Sylwia obecnie - Suzuki GSR600 :)
W cenę pokoju mamy wliczone śniadanie, parkujemy tuż obok stołówki....
Otwarte drzwi z lewej to nasz apartament:
Dzień 7 - 541km
Münchendorf - Brzegi
Śniadanie jednak było w innym miejscu :) Pogadaliśmy dobrą chwilę z właścicielką i nawet na odchodne zrobiła nam zdjęcie na motocyklach - dostaliśmy nawet 5 euro rabatu za płatność gotówką i .... brak rachunku ;)
Przejechaliśmy jeszcze przez Wiedeń ale poprzestaliśmy na zwiedzaniu "z siodła" i zobaczyliśmy naprawdę niewiele, Dunaj i Donauturm.
"Odpocivadlo" na Słowackiej autostradzie:
Czym się różni Słowacka kawa od Czeskiej? Słowacka jest czerstwa ;)
Około 16:30 byliśmy w Polsce tuż koło Bukowiny Tatrzańskiej:
Dzień 8 - 644km
Brzegi - Piaseczno
Wstępny plan zakładał dzień relaksu. Jeden dzień bez jazdy ale..... pojechaliśmy dalej :)
Ale żeby nie było za szybko i za prosto - przez Bieszczady :)
Po drodze postój w dość znanym miejscu:
Oczywiście dokonaliśmy też inspekcji najlepszych Polskich serpentyn i tam zrobiliśmy sobie ostatni w naszej podróży piknik:
Całkowity trasa wyniosła 4031,8km
I to by było na tyle, całkowity koszt tych wakacji to poniżej 2000zł na głowę i na pewno to powtórzymy tylko pojedziemy gdzie indziej ;)